Dzisiaj będzie o listopadowej nostalgii

W listopadzie, w listopadzie smutek liście w polu kładzie
Po nim smętne kroczą wrony
Czarne to to, smutne i w ziemi się dłubie
A ja mam taki gust wypaczony
Że lubię listopad i wrony…

Zamiast żałobne kiry wdziewać, zamiast jęczeć, że chłodno, głodno i do domu daleko spróbujcie inaczej. Listopadowy wieczór długo. Trzeba w wygodnym fotelu z lampką dobrego wina zasiąść (najlepiej przed kominkiem, w tle Bułat Okudżawa) i pomyśleć czego mi żal. Czy to może ta niezrealizowana wyprawa koleją transsyberyjską, bo nie napisałam książki a mogłam (gorsze nieudaczniki piszą) a szefem korporacji to został ten głąb (nazwisko powszechnie znane) a nie ja, dlaczego nie poszłam za tym legionistą boso przez pustynię po śniegu… Po trzech lampkach (więcej nie radzę – rozmazuje się makijaż i charakter) i to w tym momencie kiedy Bułat głosem rozrywającym serce na strzępy powie „cудьба наша это борьба” (los nasz to walka), ockniemy się i … Ta kolej transsyberyjska to mit, więcej tam pcheł w wagonach i pijanych mołojców niż romansu, książkę jeszcze mogę napisać i to niejedną, korporacja – niewolnicza służba a to z tym legionistą to było tylko piękne na filmie w wykonaniu Marleny Dietrich.

I już odpłynęły nasze smutaski w siną dal, w siną dal za ułudą której wcale nie jest żal. Innym wzrokiem patrzymy na listopad, na przyrodę która żegna się z nami, by powrócić do nas w feerii barw za kilka miesięcy. I na to czekajmy.

PS. Wspaniałym wypełniaczem długich listopadowych wieczorów są spotkania, kolacje (we dwoje, w czworo lub w zgromadzeniu ogólnym – według potrzeb), kino, kawiarnia i spacer; pofolgujmy naszej fantazji. Czego Wam serdecznie na listopadowe wieczory życzy
Alfreda Bendkowska