Stan wrzenia spowodowany zorganizowaną zawiścią

Temat mojego dzisiejszego „monologu” jest spontaniczny. Tym, co zmusiło mnie do wyboru właśnie tego tematy było:

a) felieton pana Daniela Passenta w „Polityce” o Marcelu Reichu – Ranickim
b) książka pana Artura Domosławskiego „Wygnaniec” o Zygmuncie Baumanie

Zarówno felieton, jak i i książka doprowadziły mnie do stanu wrzenia. Dlaczego? Pan Daniel Passent cytuje fragmenty polskiej Wikipedii o Marcelu Reich – Ranickim podsumowując słowami „ręce i spodnie opadają, kiedy człowiek dowiaduje się, że nasza polska Wikipedia jako jedyna nie wspomina słowem, iż R. R. był jednym z najważniejszych krytyków w Europie, wyrocznią, znawcą i promotorem literatury polskiej. W kręgu języka niemieckiego jego opinia przesądzała, czy książka będzie bestsellerem, czy cegłą”!

Dodam, że wszystkie Wikipedie w innych krajach podają, że był współtwórcą „Grupy 47”, z której wywodzą się wszyscy znaczący pisarze niemieckojęzyczni i nobliści. Polska Wikipedia natomiast podaje: „funkcjonariusz wywiadu PRL, kapitan Wydziału II Departamentu VI Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, cenzor Ludowego Wojska Polskiego. Z Marcelem Reich – Ranickim „zetknęłam się” w latach dziewięćdziesiątych, kiedy w telewizji niemieckiej ARD prowadził „Kwartet literacki” czyli był wyrocznią w krytyce literackiej.

Hasła z Wikipedii i moja znajomość z Marcelem Reich – Ranickim z „Kwartetu literackiego musiała zaowocować moim słusznym gniewem, bo hasła z Wikipedii (napisane chyba przez samego doktora Greniucha) czytają wszyscy, a „Kwartetu literackiego” tylko niewielu.

Drugi powód, który spowodował, iż wznosząc ręce ku niebiesiom zawołałam „Panie, ty widzisz i nie grzmisz” to to, jak władza w Polsce i świat nauki potraktował Zygmunta Baumana po raz pierwszy w roku 1968 i ponownie w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. To, co się działo w 1968 roku było mi znane, to co w latach dziewięćdziesiątych poznałam czytając „Wygnańca”. Nie będę przedstawiać szczegółów obu wydarzeń – odsyłam do książki pana Artura Domosławskiego, za którą osobiście gorąco autorowi dziękuję. Chcę jednak podkreślić różnicę, aurę jaka towarzyszyły pierwszemu i drugiemu wygnaniu. Rok 1968 – na szeroką skalę zakrojona akcja „oczyszczania” Polski z żydostwa. Zygmunt Bauman, profesor Uniwersytetu Warszawskiego był cząstką tej akcji – ofiarą – parszywym Żydem. W latach dziewięćdziesiątych naukowiec światowego formatu, doktor honoris causa 29 największych uniwersytetów z ogromnym dorobkiem naukowym przybywa do Polski, witany przez narodowców z jadem nienawiści, a przez „świat uniwersytecki” zmową milczenia (jeden z nich napisał o nich per „ten eseista”. Po paru próbach pobytu w Polsce Bauman ostatecznie rezygnuje.

Kiedy już opadły moje emocje to „na zimno” próbowałam zastanowić się, dlaczego dochodzi ciągle u nas do tak drastycznych wydarzeń. Dlaczego krzywdzi się ludzi, którym powinniśmy stawiać pomniki. Opisane przeze mnie dwie wypowiedzi to bardzo niewielka część ogromnej całości. Czy w tych „moich” przypadkach chodzi tylko o to, że „Żydzi”? Chyba nie! Pan Artur Domosławski wspomina o chorobie polskiej duszy. I to jest chyba to! Choroba polskiej duszy. Na co jest chora? Na nacjonalizm, na wypaczone widzenie świata, na zawiść. Zacznę od trzeciej choroby. Melchior Wańkowicz napisał kiedyś coś, co jest najtrafniejszą definicją zawiści: zawiści szewc kanonikowi, że został prałatem. To jest zawiść, nie zazdrość. Zazdrość ma jakieś racjonalne podłoże, bo zazdrościmy tego, co sami możemy też osiągnąć. Natomiast zawiść jest irracjonalna, szewc nigdy nie może zostać prałatem, czyli zawiścimy, bo nasza dusza jest chora.

Dlatego to, co pisano po polsku o Marcelu Raich – Ranickim i Zygmuncie Baumanie to jest zawiść i nacjonalizm. Pozostaje nam choroba trzecia – nasz obraz świata – zawsze czarno – biały. Przylepia się etykietkę – komuch, szpieg, zdrajca ojczyzny i tak dalej – i dzieli się na: nasz człowiek lub za burtę! Oby nasza dusza i wszystkie dusze wyleczyły się, czego sobie i Wam jak zwykle życzy

Alfreda Garczarek – Bendkowska