Niech żyje cyrk!
Na naszych oczach dzieją się rzeczy, które się filozofom nie śniły. Kraj ładny i zasobny przemienił się w cyrkową arenę, po której od Białegostoku po Kraków hulają małpy prowadząc ze sobą wojnę, na razie na słowa wymyślając coraz wyszukańcze inwektywy. I wśród tego tumultu przycupnęli ci, którzy na tę arenę wyjść nie chcą, a do których należę również ja. Co mają robić? Apelować do rozsądku? Na arenie rozsądku ani krztyny.
Mam pomysł: zbudujmy arkę, w której schronią się wszyscy ci, którym nie po drodze z „prawdziwymi Polakami” i „czerwoną hołotą”. A kiedy już Najwyższy sprawi, że stado małp sierpem, młotem i mieczem ognistym wypleni się do ostatniego nasienia, wtedy opuścimy arkę, dotkniemy stopą ziemi, która będzie poturbowana, ale nasza wspólna – nie „onych i nas”.
I na tej ziemi będziemy siać ziarno, hodować konie i owce, czyli robić swoje, każdy to, co umie najlepiej. A mistrz Wojciech Młynarski napisze nam nową piosenkę o tym, jak robić swoje, by to dało coś. I to na pewno coś da, oby spełniło się to pobożne życzenie.
PS. A teraz poważniej! Akurat natknęłam się na wypowiedź p. Adama Krzemińskiego na temat pewnej teorii socjologicznej o konieczności wojen. Od zarania dziejów co pewien czas człowiek prowadzi wojnę z drugim człowiekiem. Wojny te to rodzaj katharsis oczyszczające ludzi ze złych instynktów, głównie nagromadzonych pokładów agresji. Po wojnie ci, co ocaleli znów odbudowują to, co zniszczyli i znów są sobie braćmi do czasu aż…
Jeżeli przyjrzymy się wojnom: Iwan idzie zabić Johnny’ego, o którym wcześniej nie wiedział, że w ogóle istnieje to w/w teoria brzmi prawdopodobnie. Ja jednak jestem pacyfistką i idea hipisów – „nie wojna, tylko miłość” jest ze mną. I dlatego ten okres, do czasu aż obudzi się rozum chcę przeżyć w arce, oby z nami wszystkimi.