Co to jest wellness?
Czytam ostatni numer „Tygodnika Powszechnego” i trafiam na ogromny artykuł pod takim tytułem! Określenie to (bo to nie jest tylko „słowo”) ciągle mnie prześladuje w prasie, mediach. Dlatego zadałam je dziesięciu osobom i otrzymałam dziesięć bardzo różnych, aczkolwiek przemyślanych definicji. Po wnikliwym przeanalizowaniu wszystkich stwierdziłam, iż mogę się pokusić o stwierdzenie: wellness to nakazania jak żyć, jak dbać o sprawność fizyczną i umysłową, by dożyć starości i „młodo” wyglądać.
Od razu stwierdziłam, że to się nie da! Starość i młody wygląd? Akurat zachorowała moja młodsza córka (lat 56) i dyskutowaliśmy na ten temat bitą godzinę. Moje stanowisko: albo dbać o sprawność umysłową, albo o fizyczną. Moja córka: można robić i jedno, i drugie, należy tylko zastąpić to „albo albo” jedynym „sprawność”.
Dała przykład własny, że mając lat czterdzieści nie umiała równo stać na rękach (teraz umie) i nadal używa opanowanych języków obcych (nie dwóch czy trzech tylko wielu). Mój wniosek końcowy: mogą być tacy, co potrafią dużo, a ci, którzy nie potrafią, niech nie czynią sobie wyrzutów sumienia. Jedno jest istotne: przestańmy się katować, że tego, a tego byśmy nie zrobili, a tego czy owego jest za mało. Popatrzmy na siebie życzliwym okiem, bo życie nasze nie zależy tylko od naszej dobrej, czy złej woli tylko od tylu różnych uwarunkowań, że bym ich tutaj nie wymieniła.
Przestańmy jęczeć: „byłabym szczęśliwa, gdyby”. Teraz jesteśmy przy szczęściu. Nie ma czegoś takiego jak permanentne szczęście. Szczęście to chwila niebywałego przeżycia, niebywałego uniesienia i koniec. Natomiast to, co możemy osiągnąć na stałe to dobrostan. I to w dużej mierze zależy od nas samych. Z całego serca życzliwie życzę: o to zadbajcie.