Polityka historyczna czy historia polityczna
Wiosna się zbliża, za pasem święta wielkanocne i niebawem śpiewać będziemy „witaj majowa jutrzenko”. Dlatego chciałam napisać coś wesołego, sympatycznego pod hasłem: „wszyscy uśmiechamy się do wszystkich” a tu wracam do kraju po miesięcznej nieobecności i co widzę i słyszę?! Trąby jerychońskie polityki historycznej. Degradowanie „pachołków Stalina”, „Żydzi na Madagaskar”, „Niemiec nie będzie…”, „Ukrainiec niech pamięta jakiemu panu czyścił buty”. Wszystko z odnośnikiem do przeszłości, czyli historii.
Co z tą historią? Przypomniałam sobie, jak kiedyś (dawno temu) profesor Kieniewicz na zjeździe Polskiego Towarzystwa Historycznego mówił o niebezpieczeństwie wykorzystywania historii w polityce. Mówi, że stwarza się wtedy fałszywe wspomnienia, zaognia stare rany, burzy spokój. Doprowadzić można do powstania manii wielkości bądź prześladowczej u całych narodów. Jak u nas tu i teraz. Tak się dzieje, jeżeli traktujemy historię jak dzieje niezwykłe, któe tylko nam się niezwykle przydarzyły.
A historia jest zwykłym przekazem tego, co się stało. My powinniśmy to poznać, zrozumieć ile się da i może nie popełniać starych błędów. To co się wyprawia tu i teraz to nie polityka historyczna tylko historia polityczna ponieważ w sposób arogancki interpretuje się historię tak, by pasowała do kreowanej rzeczywistości. Tak się nie robi Panowie, to jest nieprzyzwoite. Najbardziej nieprzyzwoite to to wszystko, co ma związek z nową ustawą o IPN. Nie zaklinajmy się, że w Polsce nie ma antysemityzmu. Złogi antysemityzmu tkwią w nas od wieków, tak długo, jak długo są Żydzi na ziemiach polskich. One tylko czasami są przysypywane popiołem, by przy każdej sprzyjającej okazji wyjść na światło dzienne. Tak jak teraz.
Złogi te tak długo będą żyły, dopóty wspólnie nie powiemy sobie wszystkiego: całą prawdę – nie naszą interpretację prawdy tylko nagą prawdę. Dotyczy to nie tylko kwestii żydowskiej; również ukraińskiej i niemieckiej. Ponieważ wygram każdy konkurs na naiwność, wierzę że takiego pojednania jednak dożyję. Zastanówmy się każdy dla siebie i zbiorowo co na daje to rozdrapywanie starych ran, to pokazywanie tragizmu naszych losów z pokolenia na pokolenie i przez ten pryzmat patrzenie na świat. Niech współczesną polską politykę i percepcję świata definiują nasze sukcesy (a mamy ich dużo). Nasze położenie geopolityczne wyznacza nas wprost do bycia klamrą między Wschodem a Zachodem Europy, a nie odwiecznym matecznikiem niepokoju między tymi i tamtymi.
Ponieważ miało być przyjemnie to trochę będzie. Wczoraj, to jest 10 marca byłam na przedstawieniu kabaretu Zenona Laskowika. Byłam przekonana, że nie ma i już nie będzie dawnego polskiego kabaretu, że już tylko wzdychać będę gdzie ci dawni mistrzowie Dziewoński, Skrzynecki, Przybora, Lipińska, Fedorowicz. I jest Fedorowicz u Laskowika, a Laskowik – jak za dawnych lat i jeszcze jeden równie wspaniały (nowy – zapomniałam nazwiska). Dwie godziny zaśmiewania, ale i chwile do refleksji. A Jacek Fedorowicz – mój rówieśnik – nie do wiary, że można ciągle aż tak!!! Dziękuję Panowie!!! Jeszcze na koniec – odnośnie Staszica – ostatni etap w toku. Dlatego bardzo proszę o 1%, bo będzie bardzo potrzebny (nie wspomnę o darowiznach).
Z życzeniami roześmianych, uroczych Świąt